Postanowienie noworoczne - dziennik emigranta cz 1

Torquay, hrabstwo Devon, Wielka Brytania. Obiecałem sobie, że od dzisiaj, od pierwszego stycznia nowego, 2011 roku zacznę pisać. Pisać codziennie. Przynajmniej stronę dziennie.

Wiem, że nie będzie to łatwe, ale jak to mówią, nawyk można u siebie wytworzyć w zaledwie 28 dni – tak 4 tygodnie. Więc zaczynam. Zobaczymy jak mi się to uda. Strona dziennie. Ja wiem, że to niewiele. Ale czasem nawet te tysiąc osiemset znaków to jest wyzwanie. Tak jak dziś. Nie wiem o czym pisać, ani o kim. Są rzeczy o których pisać nie warto, a są takie, że się nie powinno.

Więc może zacznijmy od tego kim jestem.
Jestem facetem, tuż po trzydziestce – może dlatego to pisanie. Bo to najwyższy czas, żeby coś ze sobą zrobić. Żeby się pokazać. Że się potrafi, że się umie. Że ktoś to kupi. A jak nie kupi? Nałogi mogą być dobre i złe. Chciałbym, żeby ten był właśnie tym dobrym. Bo jak wreszcie napiszę pierwszą książkę, którą opublikują, to potem bym chciał żyć z pisania. A jak się nie ma tego nawyku – ciekawego dlaczego napisałem nałogu (czy nałogi mogą być dobre, nawyki na pewno, ale czy nałogi? - podświadomość, zapewne). W każdym razie jeśli uda mi się zaszczepić w sobie nawyk napisania 1800 znaków dziennie to może kiedyś skończę tą pierwszą książkę. Może w tym roku... dobrze by było w każdym razie.

W tym miejscu powinienem napisać, że jestem pisarzem. A może raczej, że chciałbym nim być. To znaczy kiedyś sprokurowałem książkę, inaczej mówiąc napisałem. Ale nie została opublikowana. Dziś myślę, że nie warto do niej wracać. Pomysł bym ciekawy, ale teraz to żadna nowość, żadne odkrycie. Wtedy co to pisałem, to co innego. Ale czasy się zmieniają. W każdym razie nie zamierzam do tej książki wrócić. Może kiedyś? Kiedy będę już uznanym pisarzem? Jeśli to kiedykolwiek nastąpi?
Tak więc kiedyś napisałem książkę, co czyni mnie co najmniej książko-pisarzem jeśli nie pisarzem sensu stricto. Kiedyś też pisałem do gazety. Swojej zresztą. Ale ten rozdział również został zakończony. Szkoda, dobre to były czasy... ale już nie wrócą i nawet sam nie wiem czy chciałbym, żeby wróciły. Dziennikarstwo to bardzo ciekawy zawód. Dla mnie niestety okazał się on zawodem głównie finansowym. Totalna klapa. Próbowałem też pisać do różnych internetowych gazet. Ale wiecie, albo i nie, jak to jest. Owszem publikować można tu i tam, ale z wynagrodzeniem za publikacje to zupełnie inna para kaloszy. Popełniłem więc przez te parę lat, od których nie mam już swojej gazety – kilka prób pisania do internetowych periodyków. I schemat wciąż był ten sam. Oni byli zadowoleni – wszak to darmowy kontent, ja chwilę byłem zainteresowany, a potem słomiany zapał cotygodniowego pisania spełzał na niczym.
W tym miejscu należałoby nadmienić również o udanej próbie pisania, nawet za pieniądze, do angielskiej gazety – dziennika lokalnego w mieście, do którego się przeniosłem porzucając kraj ojczysty. Przygoda z angielską prasą okazała się nietrwała – bo czymże jest pół roku!? Nie wiem do dziś dlaczego to się skończyło, z pewnością było w tym trochę mojej winy, ale ja przynajmniej nikogo nie okłamywałem. A gazeta, której nazwy nie wymówię, potraktowała mnie co najmniej nieprofesjonalnie. W każdym razie posmak goryczy wciąż nie daje się zapomnieć, pomimo faktu, że minęło ponad trzy lata od zakończenia znajomości. Na znak protestu staram się nie kupować tej gazety wcale. Przez ten czas nie wiem czy zakupiłem to pismo więcej niż dziesięć razy...

Napisałem również kilka – chyba – dziesiąt wierszy i opowieści wierszowanych. Muszę się pochwalić, że nawet w dwóch językach. Po polsku i po angielsku. Tak się jakoś dziwnie składa, że czasem pewne myśli łatwiej zapisać w jednym z języków znacznie łatwiej niźli w obu. Nie zawsze udaje się też proste tłumaczenie. Może powinienem zatrudnić kogoś, żeby przetłumaczył z polskiego na angielski i odwrotnie? Może inna osoba będzie bardziej... bardziej co? Selektywna, obiektywna(każdy, kto kiedykolwiek coś napisał, wie jak trudno jest skreślać swoje własne słowa...). Może ktoś obcy (w sensie, że nie ja) będzie w stanie przetłumaczyć teksty bez utraty substancji.
Tuż przed ukończeniem poprzedniego roku zmęczyłem też jedno opowiadanie. Opowiadania nie – erotyczne. Bo TAKICH opublikowałem już kilkanaście... w każdym razie to ostatnie opowiadanie jeszcze nie jest skończone, ale przynajmniej znalazłem jakieś sensowne zakończenie do wątku który zacząłem. I jestem z siebie poniekąd dumny, bo zdołałem to zrobić przed końcem ubiegłego roku, tak jak sobie zaplanowałem. Choć na początku plany obejmowały całe 4 opowiadania. A życie zredukowało możliwości do aż jednego. W każdym razie opowiadanie jest prawie skończone.

Jeśli mam mówić tu całą prawdę i tylko prawdę, to muszę wyznać, że największą frajdę jaką miałem z pisania to chyba z ukończenia książki. Bo to było coś dużego – ponad dwieście stron. Co więcej napisałem ją na czas. Bo wiedzieć powinniście, że to było pisane na konkurs, którego co prawda nie wygrałem, ale wziąłem w nim udział wysyłając kopie mojej powieści. Napisanie książki z pewnością by mi się nie udało, gdyby nie pomoc i życzliwość mojej przyjaciółki – nieodżałowanej Sabiny. Dlaczego nieodżałowanej? Dowiecie się w swoim czasie, proszę tylko, żebyście o tym mi przypomnieli.
Z pewnością pisanie tekstów do dziennika było frajdą, ale 16 miesięcy codziennego skrobania na papierze(mówię w przenośni – gazeta była wyłącznie internetowa) zmęczyły mnie. Więcej frajdy miałem z pisania wierszy, a chyba jeszcze więcej z pisania opowiadań erotycznych. Szczególnie jak dostałem parę dobrych komentarzy...
Tak więc wygląda moja kariera pisarska. Kariera po zbóju.
Jedno co wiem na pewno. Jestem w stanie napisać prawie wszystko. Mówię prawie, bo nie chciałbym nigdy pisać donosów...

Do usłyszenia, szanowni Czytelnicy, jeśli się znajdziecie!
Do jutra (miejmy nadzieje)...

Artur Pomper

Z torebką do twarzy. 

Z torebką do twarzy. 

Torebka towarzyszy ludziom już od wieków. Pierwotnie spełniała funkcje wyłącznie praktycznie. Można w niej było przenosić i przechowywać żywność lub potrzebne przeróżne pętające się przedmioty. Torebki, a właściwie worki lun sakwy na przedmioty to była przede wszystkim domena męska, choć nei zawsze. Mało kto używających torebki wie, że najstarsze znalezisko, które spełniało funkcje torebki ma już przeszło 5500 lat i znaleziono zostało na terenie Niemiec. Był to tak naprawdę woreczek, którego właściciel ozdobił za pomocą psich zębów. Swoją funkcję jedynie praktyczną torebki straciły dopiero w starożytnym Egipcie.

Czytaj dalej

7 najlepszych aplikacji do nauki języków w 2016 wg. Preply

7 najlepszych aplikacji do nauki języków w 2016 wg. Preply

Największą zaleta aplikacji edukacyjnych jest możliwość nauki mobilnie, w czym aplikacje językowe świetnie się spisują, są zawsze pod ręką, oferują małe dawki wiedzy z jakich korzystać możemy w każdej wolnej chwili. Wystarczy pięć minut aby odbyć krótką lekcję, wykonać ćwiczenie. Z pewnością nas to nie zmęczy a pozwoli zapamiętać kolejne słówko, czy odmianę czasownika. Niewielkie a częste dawki informacji sprzyjają efektom w nauce bez wysiłku. Nauka języka aby przynosiła zamierzone efekty winna być intensywna i zorganizowana.

Czytaj dalej

Pałac Opatów, To warto zobaczyć

Pałac Opatów, To warto zobaczyć

Pałac Opatów w Gdańsku – Oliwie, to klasztor zakonu cystersów, który jest wkomponowany w najpiękniejszy w Europie kompleks parkowy. Według tradycji wzniesiono go w miejsce istniejącego za czasów pogańskich myśliwskiego dworku książąt pomorskich, którzy słynęli w całej okolicy z wyrobu serów.

Czytaj dalej

Rekordowa liczb zgłoszeń do koncertu Trendy

Rekordowa liczb zgłoszeń do koncertu Trendy

477 artystów zgłosiło się do wzięcia udziału w tegorocznym koncercie Trendy, który odbędzie się w ramach organizowanego przez Polsat festiwalu TOPtrendy 2010.

Czytaj dalej

Tatry na weekend

Tatry na weekend

Pozostał Ci wolny urlop , wyskocz w góry! Brak specjalistycznego sprzętu nie przekreśla Twojego wyjazdu w górskie tereny. Wystarczą dobre, wygodne buty, ciepły sweter, kurtka i deszczak. Z tak skromnym ekwipunkiem piękne tatrzańskie doliny stoją przed Tobą otworem.

Czytaj dalej

Kraj smutnych ludzi

Kraj smutnych ludzi

Jak już niektórzy wiedzą, od jakiegoś czasu mieszkam sobie na tej wyspie co zwą Albionem. Żyję tu już od paru ładnych lat, powiem więcej, już w następnym roku będę mógł się starać o angielskie obywatelstwo.

Czytaj dalej

 

Agencja social media

Biuro wirtualne

 

Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji tutaj . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Tutaj znajdziesz treść naszej nowej polityki a tutaj więcej informacji o Rodo